Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, skład ustalany jest poprzez opinie selekcjonerów. W 2012 roku byli to: Anna Burzyńska, Wojciech Majcherek, Joanna Derkaczew, Agnieszka Rataj, Jacek Cieślak, Łukasz Drewniak, Jacek Kopciński, Wojciech Kościelniak, Grzegorz Niziołek, Jacek Sieradzki, Aneta Kyzioł. Andrzej Grabowski Today at 12:38 AM Bardzo dobrze, rozumiem zabić żeby przetrwać bo nie ma co jeść ale n ie dla sportu i trofeum w postaci głowy jelenia z porożem, zauważcie że myśliwymi zostają takie pizd… życiowe co w szkole zabierali im kanapki a teraz lubią pastwić i znęcać się na zwierzętach przy okazji postrzelić Ebook - Andrzej Grabowski: Jestem jak motyl - Andrzej Grabowski, Jakub Jabłonka, Paweł Łęczuk. Pobierz Andrzej Grabowski: Jestem jak motyl w formacie epub, mobi. Sprawdź inne ebooki w Publio.pl. Mamy też darmowe fragmenty do pobrania. Kupuj legalnie, nie chomikuj. Andrzej Grabowski. Track 8 on Łagodnie Jul. 26, 2018 1 viewer. 1 Contributor. Zróbmy Grilla Lyrics [Tekst piosenki "Zróbmy Grilla"] [Refren] Teraz nie czuję, że mam biodra, że mam kolana czyli jest dobrze”, zwierzał się Beacie Nowickiej już w 2019 roku w VIVIE! . Andrzej Grabowski zaskoczył potem wszystkich swoją nową figurą podczas pierwszego odcinka 9 sezonu Tańca z Gwiazdami. Dancing with the stars. Z drugiej strony może to i dobrze, bo amerykańscy autorzy sprawili iż pojawiała się wielka szansa na przybliżenie historii naszego kraju także czytelnikom za oceanem. A trzeba pamiętać, ze tak naprawdę to współczesna historia Polski przeplatana losami pilotów dywizjonu 303. "Życzę Andrzejowi dobrze" 269. Podziel się: 269. Jednak chociaż rezydencja wyceniana jest na 5 milionów złotych, Grabowski zaproponował żonie tylko 50 Andrzej Grabowski znalazł Andrzej Grabowski i Anna Tomaszewska przez 25 lat tworzyli (zdaniem osób trzecich) zgodne małżeństwo. W 2008 roku wzięli jednak rozwód. Kobieta jest teraz szczęśliwa u boku Krzysztofa Kwartet - 50 lecie spektaklu - więcej informacji. Pięćdziesięciolecie spektaklu! Kultowa już historia czterech aktorów poszukujących sensu życia, teatru i sztuki jako takiej. Data utworzenia: 7 lutego 2023, 5:35. Wiele osób kojarzy aktora Andrzeja Grabowskiego z rolą jowialnego Ferdka Kiepskiego z sitcomu Polsatu. To jednak tylko rola, świadcząca o tym, jak wspaniałym aktorem jest Grabowski. Prywatnie bowiem jest wręcz przeciwieństwem Ferdynanda. Jak wyznała jego córka Kasia, nie zawsze jest beztroskim dCJuP. Gdy tankuje na stacji benzynowej, wciela się rolę Gebelsa z „Pitbulla” – nie chce, by ktoś za nim krzyczał: „Ferdek, cho no na browara”. Zaczął nagrywać płyty właśnie dlatego, że nie umie śpiewać. Ma jeden cel: przeżyć życie tak, by „nie chcieć dać sobie w pysk”. „Ja nie mówię, że czasami nie miałem na to ochoty. Miałem” – mówi Andrzej Grabowski. Poniżej przypominamy wywiad Anny Zaleskiej z Andrzejem Grabowskim, kóry ukazał się w „Urodzie Życia” 1/2021. Andrzej Grabowski: „Czasem jesteśmy z siebie dumni, a czasem nie jesteśmy” Andrzej Grabowski: najmniejszy, najmłodszy, ale na pewno nie głupi Anna Zaleska: Cudowne są te obrazki z dzieciństwa w Alwerni, które pan odmalował w swojej autobiografii. Brzmi to tak, jakby pierwsze lata życia spędził pan w raju. Andrzej Grabowski: Wydaje mi się, że – poza skrajnymi przypadkami dorastania w totalnej biedzie czy rodzinie patologicznej – wszyscy wspominamy dzieciństwo jako raj. Nawet jeśli to było dosyć zwyczajne życie z dnia na dzień. I zawsze coś sobie do wspomnień dodajemy. W Alwerni wokół kaplicy rosły dęby. Gdy byłem mały, wydawały mi się najgrubszymi drzewami na świecie. Żadne baobaby w książkach do geografii nie mogły się z nimi równać, to były dla mnie cienkie drzewka. Teraz przyjeżdżam do Alwerni, dęby są o 60 lat starsze, i widzę, że one wcale takie grube nie są. Idealizujemy dzieciństwo i miejsce, w którym spędzaliśmy pierwsze lata życia. Nawet potomkowie zesłańców syberyjskich, wychowywani w warunkach ekstremalnie trudnych – głód, zimno, choroby, śmierć – gdy już jako repatrianci przyjechali do Polski, często wakacje spędzali na Syberii. To też wynika z takiej faustowskiej tęsknoty za młodością. Ale może też za prostszym życiem? Czasy były wtedy prostsze, komunikacja między ludźmi była prostsza. Gdy byłem dzieckiem, u nas nawet jeszcze nie było telewizji. Pierwszy raz zobaczyłem telewizor, mając może 10 lat, gdy rodzice zabrali mnie do państwa doktorostwa. Idąc tam, myślałem, że zobaczę coś, co przypomina kino objazdowe, które przyjeżdżało do naszego miasteczka – projektor będzie rzucał film na ścianę. A tu widzę duży drewniany przedmiot z małym szarym okienkiem, w którym nagle pokazują się jakieś zamglone czarno-białe obrazki. Jako mały chłopiec codziennie wstawał pan o szóstej rano i biegł do kościoła służyć do mszy. Nie buntował się pan przeciwko temu? Alwernia liczyła 500 dusz – tak się wtedy mówiło – i wszyscy chodzili do kościoła. Kościół był wtedy dla ludzi ostoją, a księża i zakonnicy to byli fantastyczni ludzie. Wiarę traktowało się jak coś naturalnego, podobnie jak wiosnę, lato, jesień i zimę. Wszyscy chłopcy chodzili na nabożeństwa i służyli do mszy, wszystkie dziewczynki podczas procesji sypały kwiatki, kobiety nosiły feretrony, a mężczyźni chorągwie. Różnica między ministrantami była tylko taka, że jedni potrafili się nauczyć ministrantury po łacinie, a inni nie. I ci, którzy potrafili, byli wyróżniani. Ja potrafiłem. Czytaj też: Andrzej Grabowski: „Czasem jesteśmy z siebie dumni, a czasem nie jesteśmy” Ale raczej nie wiódł pan życia początkującego świętego. Trochę pan łobuzował. Proszę pani, święty Franciszek był wielkim birbantem, zanim został świętym i zaczął rozmawiać z ptakami. Święty Hieronim chyba też nie bez podstaw ukuł słynną maksymę: „Trzeba ciało karcić, żeby nie grzeszyło”. Różne drogi prowadzą do świętości. Gdy był pan młody, à propos szóstego przykazania pewien ksiądz powiedział, że jeśli pan „żałuje, że nie żałuje, to już jest dobrze”. To jest fantastyczne zdanie! Pamiętam, jak powtórzyłem je innemu młodemu księdzu, który w Watykanie pełnił swoją posługę. Ależ on mi dziękował! Mówił: „Panie Andrzeju, jak ja wrócę do Watykanu i powiem to moim kolegom, będą bardzo szczęśliwi”. Co miał na myśli, nie wiem. Może to również łączy się z birbanctwem świętego Franciszka? W liceum usłyszał pan kiedyś o sobie: „najmniejszy, najmłodszy, najgłupszy”. Wydawałoby się, że taka pozycja w okresie nastoletnim może wpędzić chłopaka w kompleksy i tak niskie poczucie własnej wartości, że do końca życia się z tego nie wygrzebie. Pan się wygrzebał. Wiedziałem, że jestem najmłodszy, najmniejszy, najsłabszy, ale nigdy nie myślałem o sobie, że jestem najgłupszy. Mimo że bywałem tak traktowany. Kiedyś kolega, któremu się pochwaliłem, że mamy takie same zegarki, odpowiedział: „Może, ale różnica między nami jest taka, że ty jesteś głupi, a ja nie”. Bardzo mnie to zabolało. Z bycia najmłodszym, najmniejszym i najsłabszym wyrasta się jednak, tylko może z głupoty się nie wyrasta. Nadal mam wiele kompleksów. Ale właśnie z tego powodu ciągle walczę o to, by mieć o sobie lepsze mniemanie, nigdy nie bałem się nowych wyzwań. Wiedząc, że nie umiem śpiewać, że mam chrapliwy, trochę barani głos i nie mam idealnego słuchu ani doskonałego poczucia rytmu, zdecydowałem się śpiewać. Właśnie wydaję czwartą płytę solową, a to się przecież czasem nie udaje nawet świetnym wokalistom. Raz Ferdek, raz Gebels Śpiewanie jest po to, by pokazać tę drugą, refleksyjną, sentymentalną część swojej natury? A może to pierwsza, a nie druga? Ja bardzo lubię wesołą stronę mojej natury, ale ta sentymentalna, refleksyjna, jest chyba bardziej prawdziwa. Moja mama często mówiła, że Andrzej to taki miłośnik. Nie boję się zrobić monodramu z poezją Jesienina, którego uwielbiam. Nie boję się mówić wierszy sentymentalnych i uronić przy tym łzy. Może w moim śpiewie – o ile to można nazwać śpiewem – ludzie doceniają to, że nie jest doskonały? Nigdy nie bałem się ryzyka. Choć nie jestem krytykiem literackim, przez rok razem z Agnieszką Wolny-Hamkało prowadziłem w telewizji „Hurtownię książek”. Gdy dostałem tę propozycję, bardzo się ucieszyłem, że może gdy ludzie zobaczą mnie w programie o literaturze, to przestaną myśleć o mnie jako o Ferdynandzie Kiepskim. To jest kompleks? To mój duży kompleks od 21 lat – że przez bardzo wielu ludzi jestem traktowany jak Ferdek Kiepski. Bezrobotny alkoholik, leń, wciąż powtarzający, że w tym kraju nie ma dla niego pracy. Choć pewnie też jakoś inteligentny, skoro potrafi tak się w życiu ustawić, by się nie narobić, a zarobić. Przyjęcie roli Ferdynanda Kiepskiego – który zresztą na początku miał nazywać się Ludwik – też było ryzykowne. Wiedziałem, że mogę wpaść do szuflady „aktor jednej roli”. Potem nie bałem się zagrać Gebelsa w „Pitbullu”, choć ludzie pukali się w głowę: „Ty, Ferdek, będziesz grał taką postać?”. Nie boję się wyzwań, które rzekomo do mnie nie pasują. Początkowo chciał pan być nie tyle aktorem, co studentem szkoły teatralnej. Co tak fajnego było w życiu studenta aktorstwa? Byłem bardzo niedojrzałym młodym człowiekiem. Zdałem maturę w wieku 17 lat, wychowywałem się w cieplarnianych warunkach alwernijskiej inteligencji. I z tych cieplarnianych warunków ja, młody gówniarz, poszedłem do szkoły teatralnej, kierując się tym, że były tam ładne dziewczyny i fajni chłopcy. No bo byli! Wyobraża sobie pani młodego, 21-letniego Mariana Dziędziela? Cud-miód! Przystojny, fajny chłopak! Jurek Trela, Halinka Wyrodek, która potem w Piwnicy pod Baranami śpiewała „Ta nasza młodość”, Ula Popiel, Januszek Szydłowski… Byli też seniorzy rezydenci. Pan Lupke, lwowiak, który udzielał nam życiowych rad i opowiadał anegdoty sprzed wojny. Hrabina Madeyska, która podkochiwała się w Mańku Dziędzielu. To było coś fantastycznego! A samo aktorstwo wydawało mi się niezmiernie proste. No bo jaka to trudność nauczyć się na pamięć wiersza i go powiedzieć? Albo przedmiot: dykcja. Cóż w tym trudnego? Trzeba tylko wyraźnie mówić. Tak wtedy myślałem. Czytaj także: „Było mi ciężko”... Anna Tomaszewska ujawnia kulisy rozpadu małżeństwa z Andrzejem Grabowskim Teraz co pan myśli o aktorstwie? Ten zawód czasami sprawia mi przyjemność, chociaż też bardzo męczy. Tylko człowiek, który nigdy nie doświadczył bycia na planie filmowym czy codziennego próbowania i codziennego grania w teatrze, może mówić: „E, co wy tam, powygłupiacie się, powygłupiacie, taka to robota”. Granie w sitcomie, czyli komedii sytuacyjnej, też jest bardzo trudne. Nawet aktorzy nie zdają sobie z tego sprawy. Czasami słyszę: „A co ty tam w tych Kiepskich, powygłupiasz się i tyle”. Odpowiadam: „Chodź, załatwię ci jakąś rólkę, to się przekonasz, czy to takie śmieszne”. Nikt, kto się wygłupia przed kamerą, nie będzie zabawny na ekranie. Jest takie słynne powiedzenie: śmiech na planie, płacz na ekranie. Tak zawodowo, to spotkanie z Bogusławem Schaefferem było najważniejsze w pana życiu? Było bardzo ważne. Z Bogusławem Schaefferem i z moim bratem Mikołajem, który jego sztuki reżyserował. Gdybym spotkał tylko Schaeffera, mogłoby z tego nic nie wyniknąć oprócz podziwu dla wspaniałego człowieka, wspaniałego kompozytora, wspaniałego teoretyka muzyki i wspaniałego dramaturga. Dzięki Mikołajowi grałem w „Scenariuszu dla trzech aktorów” i w „Kwartecie dla czterech aktorów” i bardzo dużo się nauczyłem. W tym zawodzie człowiek cały czas się uczy. Doświadczenie bierze się z doświadczania. Przez 46 lat zagrało się tyle ról, że dostając kolejną, nawet nieświadomie troszkę bierze się z tej, troszkę z tamtej. Czerpie się z kopalni, którą posiada się w swoich szarych komórkach. Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM Zdarza się panu w prywatnym życiu wykorzystać umiejętności aktorskie i coś zagrać, coś udać? Aktorzy robią takie rzeczy? Nie wiem, może robią. Ale jeśli mówię, że ja tego nie robię, to tak, jakbym mówił o sobie, że jestem szlachetny, uczciwy. Nie, naprawdę nie potrafię. Z jednym wyjątkiem – gdy tankuję na stacji benzynowej, to gram, że jestem groźny jak Gebels z „Pittbulla”, żeby mnie nikt nie zaczepił i nie krzyknął: „Ferdek, kurna, cho no na browara”, bo to doprowadza mnie do szału. Robię więc minę zaciętego Gebelsa, żeby troszeczkę się bali do mnie podejść. I to działa? Czasem tak, czasem nie. Zdarza się, że stoję w kolejce do baru po pomidorową z ryżem, obok dwóch facetów, i nagle jeden do drugiego krzyczy: „Ty, kurde, zobacz, ty, zobacz, kto tam stoi, zobacz. Ty, weźże aparat, to ja se stanę koło niego i zrobisz mi zdjęcie”. Nawet się mnie nie spyta! Czuję się wtedy jak dąb Bartek: „Ty, czekaj, tu jest dąb Bartek, to ja se stanę obok niego, a ty mi zrób zdjęcie”. Mówię więc: „A może by pan zapytał?”. „Co pan, panie, ja z tym panem, co za panem stoi, chciałem se zdjęcie zrobić”. Jeżeli takie sytuacje zdarzają się często, to mnie wyprowadza z równowagi. Ludzie traktują mnie jak Ferdka, jak kumpla. „Kurde, Ferdek, cześć, jak się masz, chłopie. Co tam u babki słychać?”. I co ja mam na to odpowiedzieć? A pan lubi Ferdka, czy to taka relacja love – hate? Lubię. Długo nie lubiłem go grać, ale grałem, bo po pierwsze, to mój zawód, a nie hobby, po drugie, miałem podpisaną umowę, a po trzecie, co by powiedzieli moi koledzy, gdybym oświadczył po paru odcinkach: „Wiecie co, mnie się to nie podoba, nie będę grał”. Zapytaliby: „To czemu się w ogóle decydowałeś? Czy wiesz, że pozbawiasz nas pracy?”. A w serialu pracują nie tylko ci, których widać na ekranie. Aktorzy to jedna dziesiąta zespołu. Reszta to producenci, asystenci, kierowcy, pracownicy biura, ludzie zatrudnieni w hotelach, ci, którzy robią posiłki… To jest przemysł! I co, nagle powiem: „Rezygnuję, bo mnie się nie podoba”? Zresztą ja w końcu Ferdka polubiłem. Gdy przyjeżdżam teraz grać w Kiepskich, to czuję się tak, jakbym przyjechał do swojego drugiego domu. Wkładam te moje spodnie, te podkoszulki, siadam na tym samym fotelu od 20 lat, na ścianie oglądam te same obrazki, leżę z tą samą żoną, rozmawiam z tymi samymi sąsiadami… Niestety, ostatnio tragedia się stała, bo jeden sąsiad odszedł… Dariusz Gnatowski. Po tylu latach pracy musieli panowie bardzo się zaprzyjaźnić. Tak, Darek był nie tylko świetnym aktorem, ale fantastycznym człowiekiem i kolegą. Dobry, dowcipny, bardzo lubiany, bezkonfliktowy. Z tymi wszystkimi ludźmi jestem bardzo zżyty, dobrze się czuję na planie Kiepskich. Oczywiście jedne scenariusze mi się bardziej podobają, inne mniej, niektóre wcale. Ale przecież ja jestem wynajętym człowiekiem, mam zagrać to, co mi dadzą do grania. Chociaż czasami się buntuję i coś tam zostaje zmienione. Trzeba też powiedzieć, że Ferdynand Kiepski ma pewne zasługi w popularyzacji teatru. Całe wycieczki szkolne przyjeżdżały do teatru zobaczyć Ferdka na żywo i chcąc nie chcąc, oglądały „Chorego z urojenia” Moliera. No tak. Pewnie też niektórzy, idąc na monodram „Spowiedź chuligana”, spodziewają się, że Ferdek będzie takie jaja dawał, że buty im spadną. Ferdek chuligan będzie się spowiadał z tego, co on w życiu nawyprawiał. A tu nagle słyszą poezję Sergiusza Jesienina: „Pójdę jak szary brat zakonny albo włóczęga lnianowłosy…”. Z tego też jest pewna korzyść, bo ktoś, idąc na Ferdka, nagle poznał wielkiego rosyjskiego poetę. I jeszcze dowiedział się, że ten Ferdek to nie jest Ferdek, tylko aktor, który nazywa się Andrzej Grabowski. Czytaj także: Andrzej Grabowski szczerze o stanie swojego zdrowia Swoją autobiografię kończy pan niezwykle wzruszającym listem do przyjaciela Jana Nowickiego. To bardzo ważna przyjaźń w moim życiu. Bardzo ważny człowiek. Wiele się od niego nauczyłem, wiele jego cnót naśladowałem i wiele jego niecnót. Muszę powiedzieć, że zarówno te cnoty, jak i niecnoty sprawiły mi bardzo dużą przyjemność. Mówi pan, że żaden z was nie wstydzi się pochodzenia z prowincji, bo „kręgosłup prostej wiochy” to cenny skarb. Z czego zbudowany jest taki „kręgosłup prostej wiochy”? Kości tego kręgosłupa są twardsze, bo myśmy mieli trudniej. Dojeżdżając do liceum w Chrzanowie, przez cztery lata wstawałem piętnaście po piątej, szedłem półtora kilometra przez las z olbrzymiej góry na stację kolejową, potem jechałem zatłoczonym pociągiem ciągniętym przez parowóz, do domu wracałem koło czwartej, znowu półtora kilometra przez las, tylko teraz pod górę. Często jak rano wychodziłem, było ciemno i jak wracałem, też było ciemno. Ale nie krzywdowałem sobie, nie płakałem w związku z tym, że tak jest. Wiedziałem, że wszyscy z Alwerni, którzy się uczą, dojeżdżają do szkoły średniej pociągiem. Uważałem, że to normalne. Normalne było to, że muszę wstać piętnaście po piątej, normalne było to, że muszę pomóc tacie rąbać drewno, normalne było to, że muszę wziąć wiaderko i przynieść węgiel z komórki, normalne było to, że muszę odśnieżyć. Nasze kręgosłupy były twardsze, bo częściej los starał się nas zgiąć. A myśmy się jednak prostowali. Janek Nowicki to wybitnie inteligenty facet, dowcipny, umiejący zauważać wokół siebie to, co złe, i to, co dobre; to, co powinien wykorzystywać, i to, co powinien odrzucać. Mam nadzieję, że ja też to potrafiłem, choć może nie w tak olbrzymiej części jak Jasiek. Doświadczenie czyni mistrza. A myśmy byli doświadczani. Sukces nie był najważniejszy „Znajdę w życiu jeszcze coś fajnego, znajdę jeszcze w życiu coś pięknego, muszę jeszcze w to uwierzyć, życie moje, będziemy się mierzyć” – to pana tekst do piosenki „Szaławiła”. Z czym jeszcze chciałby pan się zmierzyć? Nigdy nie wyznaczałem sobie celów. Jedynym moim celem w życiu jest… Okropnie tak mówić, bo to tak, jakbym chciał ogłosić: „Ludzie, posłuchajcie, jaki jestem szlachetny!”. Nie, jestem normalny, jak każdy. Raz szlachetny, raz mniej szlachetny. Ale naprawdę moim celem w życiu nie było osiągnięcie sukcesu, zrobienie kariery, posiadanie dóbr materialnych. Owszem, przyszło jedno i drugie, choć pewnie nie w takim stopniu, jak niektórzy sobie wyobrażają. Ale obrażałbym Pana Boga, gdybym narzekał. Więc co było tym jedynym celem? Jedynym moim celem było przeżywać życie tak, żebym nie chciał sobie dać w pysk. Ja nie mówię, że czasami nie miałem na to ochoty. Miałem. Do dziś pamiętam coś, czego żałuję i będę żałował do końca życia. Gdy byłem dzieckiem, u nas w domu paliło się węglem, a popiół był wyrzucany na podwórko. I raz do roku, na wiosnę, trzeba było ten popiół wywieźć. Robił to zwykle wynajęty człowiek. Kiedyś przyjechał pan Jochymek furą z końmi. I pan Jochymek, mój tata i ja ładowaliśmy we trzech popiół na furmankę. Pan Jochymek, bardzo miły, prosty człowiek, zobaczył coś, co mama wyrzuciła do śmieci – szklaną kurę, która się otwierała i pełniła funkcję cukiernicy. Mamie się nie podobała, uznała, że jest odpustowa. A pan Jochymek ją zobaczył i zapytał, czy może sobie wziąć, bo „to takie piękne, a państwo wyrzuciliście”. Tata uśmiechnął się zadowolony, że może panu Jochymkowi sprawić przyjemność, i mówi: „Pewnie, niech pan to bierze”. Pan Jochymek położył to sobie w rogu furmanki na popiele. A ja – nie wiem, co się we mnie wtedy obudziło – ja tak rzuciłem łopatą, że tę kurę rozbiłem. I wtedy zobaczyłem wzrok mojego taty. On wiedział, że zrobiłem to złośliwie. Dlaczego właściwie? Coś mnie podkusiło. Może mnie ta kura też się podobała? Może uważałem, że ona powinna być u nas w domu, bo to nasza kura, a nie pana Jochymka? Ojciec coś zaczął mówić, że mu przykro. Pan Jochymek: „Nie, no nic się nie stało”. Ale ja do końca życia będę pamiętał wzrok mojego ojca, który popatrzył na mnie, jakby chciał powiedzieć: „Synu, cóżeś ty uczynił?”. Coś okropnego! Rzecz niby błaha, nikomu wielkiej krzywdy nie zrobiłem. A do dzisiaj to pamiętam. Więc jedynym moim celem w życiu jest nie krzywdzić ludzi. Nie zawsze się udaje. Czasem krzywdzimy, nawet o tym nie wiedząc. Bo popatrzymy jakimś wzrokiem nie takim, bo mając gorszy humor, nie odpowiemy na dzień dobry, bo kogoś nie zauważymy, nieświadomie nieładnie postąpimy. W każdym człowieku jest i bardzo dużo dobra, i bardzo dużo zła. Ale mamy rozum i wolną wolę. Jeśli posługujemy się rozumem, jeśli rozum kieruje naszą wolną wolą, to życie przeżywamy jako tako. Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM Andrzej Grabowski w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego zapowiedział pojawienie się Jana Peszka, z którym prywatnie ma bliskie relacje Aktor przyznał, że jest coś, czego zazdrości przyjacielowi i koledze po fachu – to pracowitość Jan Peszek przypomniał interesujące momenty ze swojej kariery, w tym pocałunek z Janem Fryczem na planie filmu oraz propozycję zagrania u Stevena Spielberga "Nie uznaję się za wybitnego, absolutnie nieomylnego. Uwielbiam robić to, co robię i lubię robić to dobrze. Mam raczej naturę faceta walczącego do końca, dlatego nie pamiętam, żeby zdarzyło się tak, żebym zrezygnował z tego powodu, że nie dam rady" – stwierdził gość podcastu "WojewódzkiKędzierski" Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej W kolejnym odcinku podcastu "WojewódzkiKędzierski" Piotr Kędzierski i Kuba Wojewódzki zaprosili do rozmowy dwóch wybitnych aktorów. Jan Peszek i Andrzej Grabowski występują razem w kultowym spektaklu "Kwartet dla czterech aktorów", w którym grają u boku Mikołaja Grabowskiego i Jana Frycza. Prywatnie są przyjaciółmi. To wyjątkowe osobistości, których role, czy to teatralne, czy filmowe lub serialowe, zapisały się w historii polskiej kultury. Dla Jana Peszka im bardziej ekstremalne postaci, w im trudniejszych sytuacjach, im bardziej ohydne i okropne robią czyny, tym mocniej go zaciekawiają. Przeciętność w ogóle go nie interesuje. O przeciętności nie ma też mowy w przypadku Andrzeja Grabowskiego, który, choć kojarzony jest głównie z Ferdkiem Kiepskim ze "Świata według Kiepskich", na swoim koncie ma mnóstwo niebanalnych kreacji aktorskich. Podcastu można słuchać w każdy poniedziałek na żywo na stronie głównej Onetu i Plejady, a po premierze na stronie Onet Audio i innych serwisach streamingowych. Resztę artykułu przeczytasz pod materiałem wideo: Andrzej Grabowski o Janie Peszku Kuba Wojewódzki i Piotr Kędzierski rozpoczęli rozmowę z Andrzejem Grabowskim, który zapowiedział swojego przyjaciela, z którym chętnie spędza czas nie tylko zawodowo, ale też prywatnie. "On to teatr, on to scena, on to Peszek" – opisał przyjaciela Andrzej Grabowski. Aktor przyznał, że jest coś, czego mu zazdrości. – zaczął. "Kilkakrotnie powiedział mi coś, co wziąłem sobie do serca: »tobie to wszystko łatwo przychodzi, ja muszę wszystko wypracować, wszystko osiągnąć pracą, a ty wchodzisz i robisz«. Wygląda to, jakbym ja w tej chwili siebie chwalił. Nie, ja się nie chwalę" – dodał. "Jasiek jest pracowitym facetem. Pracowitym pod każdym względem, jeśli chodzi o ilość ról, o ilość przyjmowanych propozycji" – podsumował. Kiedy do studia wszedł Jan Peszek, prowadzący podcastu zaczęli od pytania, czy aktor zwraca uwagę na uzębienie swoich rozmówców. – przyznał aktor. Jak się okazuje, tata Jana Peszka był dentystą, który mówił swojemu synowi, że ma być dzielny i lecząc jego zęby, nie stosował środków znieczulających. Jak całuje Jan Frycz? Kuba Wojewódzki przywołał historię pocałunku Jana Peszka z Janem Fryczem w filmie "Pożegnanie jesieni" Mariusza Trelińskiego. Uznał bowiem, że jest to jeden z najbardziej namiętnych pocałunków w historii polskiego kina. "Jedyne co pamiętam, to koszmarne zimne. Obiekt był w Łodzi, w zrujnowanym pałacu post włókienniczym. Było potwornie zimno, my w jedwabiach, dygotaliśmy. (...) To ja jego miałem pożądać. Nie ćwiczy się seksu z aktorką, z którą ma się mieć rzekomy seks, ale ostatecznie to jest jakaś szwedzka gimnastyka" – opowiadał Jan Peszek. Jan Peszek o politykach Kolejnym tematem, poruszonym w podcaście była mimika Andrzeja Dudy. Kuba Wojewódzki zauważył, że słowa wypowiadane przez niego brzmią dobrze, ale problemem może być mimika prezydenta. – stwierdził. Aktor został też zapytany, któremu politykowi wierzy. W odpowiedzi padło nazwisko Donalda Tuska. "On jest przejrzysty, transparentny i prosty" – ocenił Jan Peszek. Kultura w Polsce według Jana Peszka Dziennikarze zapytali: Czy jako masa narodowa mamy wysublimowany gust w kulturze? – powiedział gość podcastu "WojewódzkiKędzierski". Piotr Kędzierski stwierdził, że pokolenie dzisiejszych 20-latków tworzą swój alternatywny świat kultury, a Jan Peszek zaznaczył, że tak zawsze robili młodzi ludzie, bo to jest przywilej młodości. Kuba Wojewódzki przywołał piosenkę córki aktora, Marii Peszek, która śpiewa "J***ć to wszystko". – podkreślił aktor. Jak się okazuje, wnuczka Jana Peszka uznała, że nie widzi swojego życia w Polsce. Kończy studia i gdy będzie miała fach w ręku, chce wyjechać. To według gościa podcastu także jest przejaw stwierdzenia "j***ć to wszystko". Rozmawiając o ewentualnej karierze za granicą, Piotr Kędzierski zauważył, że w Stanach Zjednoczonych nie brakuje cudzoziemców, którzy odnieśli sukces w Hollywood, mimo różnych braków. Jako przykład podał Penelope Cruz, która nie mówi perfekcyjnym angielskim. – wyjaśnił Jan Peszek. Czego nie umie Jan Peszek? Aktor na to pytanie odpowiedział, podkreślając, że nie bierze pod uwagę, że czegoś nie umie. "Nie uznaję się za wybitnego, absolutnie nieomylnego. Uwielbiam robić to, co robię i lubię robić to dobrze. Mam raczej naturę faceta walczącego do końca, dlatego nie pamiętam, żeby zdarzyło się tak, żebym zrezygnował z tego powodu, że nie dam rady. Często zdarza mi się po prostu, że nie przyjmuję propozycji" – powiedział, po czym ku zaskoczeniu prowadzących wyznał, że przyjął propozycję zagrania w najnowszej części filmu "Listy do M.". – dodał. Opowiedział też historię o tym, jak przyszedł moment w jego życiu, gdy postanowił wziąć udział w czymś, co "totalnie położy go na łopatki". "Wtedy podjąłem się rzeczy, która była karygodna. Wybitny krytyk napisał: »Oto w Peszku zalągł się ósmy pasażer Nostromo. Chodzi Peszek, ale to nie jest Peszek. To jest ktoś, kto udaje Peszka«" – wspominał, ale nie zdradził, o który projekt chodzi. Piotr Kędzierski zapytał, czy według Jana Peszka aktor może się popsuć. Gość dziennikarzy odpowiedział twierdząco i wyjaśnił, kiedy do takiego "popsucia" może dojść. "Kiedy traci w sobie dziecko. Albo inaczej – kiedy traci w sobie niewinność. Mówię o tym kawałku człowieka, w którym zawsze jest czysty" – zauważył. Kiedy Kuba Wojewódzki zapytał, czy aktor to zawodowy kłamca, czy zawodowy głosiciel prawdy, Jan Peszek bez zastanowienia wskazał na to drugie określenie. Jan Peszek: muszę być absolutnie wiarygodny "Uprawiam to zajęcie, które traktuję jak przygodę, która pozwala mi odnaleźć odpowiedzi na różne pytania. Gram postaci, które postępują i dopuszczają się czynów, których ja bym się nigdy nie dopuścił. Paradoks w aktorstwie polega na tym, że w tym wyimaginowanym świecie muszę być absolutnie wiarygodny. Nie mogę grać. Muszę uruchomić swoją wrażliwość, swoją inteligencję, jeśli ją mam" – powiedział Jan Peszek. Zapytany, dlaczego w amerykańskich filmach widać sztukę, a w polskich nie, aktor odpowiedział: Kuba Wojewódzki wymienił nazwiska kilku polskich aktorów: Więckiewicz, Stuhr, Szyc, Karolak, Adamczyk, Kot i zapytał, czy któryś z nich może być kiedyś mistrzem dla swoich studentów. "Nie, mimo że to są fantastyczni aktorzy. Nie zawsze biorą udział w przedsięwzięciach kreacyjnych, które wrzynają się we wrażliwość odbiorcy i decydują o tym, że w pamięci tego odbiorcy zostaje coś naprawdę ważnego, co np. zmienia życia. To jest deficyt głębokości. Wszyscy działamy tak, żeby sprostać wymaganiom rynku. To są wspaniali aktorzy, którzy niekoniecznie biorą udział we wspaniałych przedsięwzięciach" – odpowiedział Jan Peszek. "Peszkowa patologia" Jak się okazuje, gość podcastu "WojewódzkiKędzierski" opowiadał swoim dzieciom bajki nie o Jasiu i Małgosi czy Czerwonym Kapturku, ale o... Nikicie Chruszczowie. To zostało przez prowadzących żartobliwie określone jako "peszkowa patologia". "Ponosiła mnie fantazja. Byłem aktywny i skupiony na tym, żeby mówić, a dziecko wiąże taką aktywność z opowiadaczem i to mu się podoba" – wyjaśnił. "Jak często ma pan kontakty z substancjami psychoaktywnymi?" – zapytał wtedy Kuba Wojewódzki. "Nie mam takich kontaktów. Teraz biorę kropelki legalne, bo nabawiłem się choróbska" – podkreślił Jan Peszek. Jan Peszek miał zagrać u Stevena Spielberga Podczas rozmowy z Kubą Wojewódzkim i Piotrem Kędzierskim wyszło na jaw, że Jan Peszek miał zagrać w filmie Stevena Spielberga, ale... odmówił. "To miała być jedna z pięciu głównych ról. Wyuczyłem się tekstu i wówczas producent Lew Rywin powiedział, że reżyser jest mną zachwycony, ale związki zawodowe nie dopuszczą polskiego aktora do zagrania w tym filmie" – opowiadał gość podcastu. – powiedział. Jan Peszek mocno o pracownikach TVP Tematem rozmowy w podcaście "WojewódzkiKędzierski" była także TVP. Jan Peszek podkreślił, że w tej kwestii nie ma miejsca na kompromisy. "Albo wolność, albo propaganda. Nie ma żadnej możliwości osmozy, półcieni, w żadnym punkcie. Mój bohater w spektaklu »Minetti« mówi, że nie możemy się poddawać. Jeśli choć na chwilę się poddamy, wszystko przepadnie" – zauważył. Zapytany o osoby, które pracują w TVP, choć na co dzień wyznają inne niż przedstawiciele zarządu Telewizji, nazwał ich zdrajcami. – ocenił Jan Peszek. Publiczność oczami Jana Peszka Według gościa Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego o dobrym przyjęciu jego pracy zawsze decyduje publiczność. "Kasa jest oczywistością, nigdy się z nią nie liczyłem, jest do wydawania i tyle. Krytycy to jest temat złożony, oni żyją w kompletnie wyalienowanym swoim życiem, niemającym najczęściej żadnego związku z tym, co oglądają. Nawet jeżeli mają wiedzę. Raczej wypowiadają się zgodnie z tym, co ogólnie jest dostępne, co wypada powiedzieć" – stwierdził. "Aktorzy dzielą się na skutecznych i nieskutecznych. Tych, którzy mogą doprowadzić do takiego zachowania widza bez względu na to, co ten widz sobą reprezentuje" – dodał. Jan Peszek: moje życie pachnie radością Jan Peszek jest bardzo wrażliwy na zapachy. Zauważyli to autorzy podcastu, dlatego zapytali, jak pachnie życie ich gościa. – odpowiedział. "Jest takie piękne opowiadanie Brunona Schulza, w którym mówi, że każdy człowiek musi budować rodzaj twierdzy, w której po prostu jest i pozwoli wejść do niej tylko tym, którym pozwoli. Musi bardzo uważać, żeby nie zakradły się wilki" – dodał Jan Peszek. Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Andrzej Grabowski zdradza tajemnicę "Świata według Kiepskich": Ferdynand miał być Ludwikiem! Data utworzenia: 27 października 2021, 8:30. Andrzej Grabowski (69 l.) to jeden z najbardziej lubianych polskich aktorów, a prywatnie- sympatyczny, towarzyski, szarmancki i bardzo zapracowany człowiek. Wiele razy opowiadał, że przez to, że gra Ferdka Kiepskiego był wyśmiewany przez część jego kolegów. Ale przez 22 lata emisji serialu serial ( i rola) stały się kultowe. Andrzej Grabowski zdradził co, że Ferdynand Kiepski miał być... Ludwikiem! Foto: - / POLSAT W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Andrzej Grabowski zdradził co pomyślał, kiedy dostał odcinki pilotażowe do „Świata według Kiepskich”. „Jezu jaka głupota” - to były jego pierwsze myśli i dlaczego Jan Nowicki nie zaprosił go na swój ostatni ślub mimo, że na wcześniejszym był jego świadkiem. Grabowski opowiedział także o tym dlaczego przyjął propozycję zagrania Ferdynanda Kiepskiego, który na początku miał być... Ludwikiem! To aktor wymyślił mu nowe imię. Kiedy otrzymał pierwsze odcinki serialu pomyślał, że to straszna głupota. Co się takiego stało, że jednak bawi nas od 22 lat? Czytając pana biografię, odniosłam wrażenie, że pan się wstydził grać Ferdka Kiepskiego. – A wie pani, że on pierwotnie miał się nazywać Ludwik? To ja wymyśliłem Ferdynanda, co podchwycił Rysiek Kotys, tłumacząc scenarzyście, że będzie się mógł fajnie tym imieniem bawić: „Panie Ferdku, panie pierdku itd.”. Scenarzyście było wszystko jedno i tak złożyliśmy Ferdynanda Kiepskiego. Kiedy otrzymałem odcinki pilotażowe, to rzeczywiście pomyślałem: Jezu jaka głupota. Ale przyjąłem rolę, bo aktorstwo to jest mój zawód, a nie hobby. Jeśli krew mnie zalewała, to bardziej z powodu utożsamiania mnie z Ferdkiem. Obecnie coraz rzadziej zdarza mi się słyszeć za plecami: „Ty, Ferdek! Kurna! Chono na browara!”, ale na początku emisji serialu to był standard. Niejednokrotnie musiałem pod eskortą ochrony uciekać przed publicznością łaknącą spotkania z Ferdkiem. Zobacz także Do tej pory jednak aktorowi zdarzają się sytuację związane z tym, że przez większość ludzi kojarzony jest właśnie z rolą Kiepskiego. Dlatego tym bardziej docenia jeśli na ulicy fani zwracają się do niego jego własnym imieniem. "Teraz się z tego śmieję, a nawet włączyłem tę historię do swoich stand-upów, ale kiedyś podchodzi do mnie młody człowiek i mówi: „Panie Andrzeju, czy mogę prosić o autograf”. Byłem zadowolony, że nie mówi: „Ferdek, daj mi autografa”. Napisałem mu coś na podsuniętej kartce, a on mówi, że chce mi bardzo podziękować za to, że spotkał większego debila niż on sam. Nie wszyscy widzowie odbierają ten serial tak, jak byśmy chcieli. Nie dostrzegają, że głupota jest tylko środkiem wyrazu, a nie szczytem możliwości naszego dowcipu. Odsyłam ich do „Pochwały głupoty” Erazma z Rotterdamu". Zobacz również: Andrzej Grabowski: Dałem żonie 1 milion 250 tysięcy złotych! Andrzej Grabowski o tym, dlaczego nie był na ostatnim ślubie Jana Nowickiego Andrzej Grabowski i Jan Nowicki wzajemnie świadkowali na swoich ślubach. Niestety obaj panowie później rozwiedli się. Grabowski w 2009 ożenił się z charakteryzatorką filmową Anitą Kruszewską, niestety ich związek nie przetrwał i rozstali się w 2016 roku, jednak sąd orzekł o ich rozwodzie dopiero 2 lata później. Ich rozstaniu odbyło się w atmosferze skandalu i wzajemnych oskarżeń w mediach. Natomiast Jan Nowicki poślubił Małgorzatę Potocką w 2009 i rozwiedli się w 2015 roku. Aktor ożenił się kolejny raz w 2017 z Anną Kondratowicz. Zobacz również: Grabowski i Kruszewska rozwiedli się - Mój przyjaciel Janek Nowicki, kiedy potajemnie się ożenił, zadzwonił do mnie z tą nowiną dopiero po jakimś czasie. Byłem świadkiem na jego ślubie z Małgośką, z którą się rozwiódł, a on świadkował na moim ślubie, po czym i ja też się rozwiodłem. Kiedy zadzwonił powiedzieć, że ożenił się z Anią, zapytałem: czemuś mi nie powiedział? A, bo byłeś do dupy świadkiem. Tyś też był do dupy, zauważyłem i zapytałem, jak mu z tą Anią. A Janek powiedział coś pięknego: „Wiesz co, ona jest dla mnie dobra i ja jestem dla niej dobry. Cóż więcej potrzeba?" Ale co to znaczy być dobrym? - To znaczy starać się siebie rozumieć, być tolerancyjnym, wybaczać, dostrzegać dobro w drugim człowieku, a nie przypisywać mu złe intencje. Pan to wszystko potrafi? – Opowiadam o swoim wyobrażeniu o miłości. Że jest nią odpowiedzialność za wspólne życie, za słowa, które się mówi, i za czyny. To zdolność do kompromisów. Kiedy miałem 20 czy 30 lat, miłość równała się hormonom, ale dziś jest odpowiedzialnością. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem wolny od działania hormonów. Tekst opublikowany po raz pierwszy na stronie Faktu w lutym 2021 roku. /9 - / POLSAT Andrzej Grabowski udział wywiadu "Gazecie Wyborczej". /9 - / Lemur Image Import Aktor przyznał, że kiedy dostał pierwsze odcinki serialu pomyślał, że to straszna głupota. /9 - / POLSAT Jednak przyjął rolę, bo jak mówi " aktorstwo to jest mój zawód, a nie hobby". /9 - / Lemur Image Import Na początku miało nie być Ferdynanda Kiepskiego. /9 - / POLSAT Postać Grabowskiego miała mieć na imię... Ludwik! /9 - / POLSAT Aktor do tej pory najbardziej kojarzy jest właśnie z Ferdkiem Kiepskim. /9 - / Lemur Image Import Często fani na ulicy zaczepiają go mówiąc do niego "Ferdek". /9 - / POLSAT Jednak aktor woli zdecydowanie być nazywany swoim imieniem. /9 Grzegorz Gołębiowski / POLSAT Lubie Andrzej Grabowskiego? Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: